Wysłał Pan Bóg raz człowieka
Malutkiego wprost na ziemię
Aby przeżył tam swe życie
Z chmur pokazał ludzi plemię
Odprowadził go do bramy
I tak rzekł na pożegnanie
Wracaj do mnie kiedy umrzesz
Przygotuję ci mieszkanie
Lat minęło sto z nawiązką
Bóg zaś drzemał w swej komnacie
Gdy archanioł anonsuje
Tam ktoś mówi że się znacie
Pan Bóg wielce zadziwiony
Ujrzał w gościu ów człowieka
Siadł wygodnie na swym tronie
I na opowieści czekał
Gdy zesłałeś mnie na ziemię
chciałem zostac armii królem
Lecz gdy wojny się skończyły
Lud odebrał mi chauturę
Ogłosiłem się szamanem
W pewnej wiosce amazonek
Już mi nic nie brakowało
Jedną z nich wziąłem za żonę
Lecz z pokusą trudno walczyc
Nie wiedziałem z kim zadzieram
Ledwo z wioski uszłem z życiem
Ślady zemsty mam do teraz
Zamieszkałem w wielkim lesie
Jak pustelnik życ zacząłem
Lecz mnie licho podkusiło
I odmiany zapragnąłem
Wiec zostałem marynarzem
I poczułem smak wolności
Ale kiedyś sztorm mnie rzucił
Gdzieś na wyspę obfitości
Tam dopiero zrozumiałem
Jakim cudem jest me życie
Że aż żal był umierac
Wybacz Panie me odkrycie
Pan Bóg zaśmiał się cichutko
No bo w życiu o to chodzi
Byś je przeżył jak najlepiej
Jeśli tylko się urodzisz.