Obejmij mnie proszę ramionami... przytul do serca bym usłyszała jak bije... mocniej od mojego które jest bardziej kruche podatne na smutek... spójrz w szklistość oczu... błyszczących jak dwa diamenty na dnie błękitnego oceanu łez słonych jak nasze życie... rozbierz mnie z żalu jak z ubrania przed snem i przeprowadź ścieżką wybrukowaną szczęściem tak... bym o mnożące się problemy jak ostrężyny nie raniła więcej stóp. Ucałuj... abym mogła spokojnie... kołysana do snu w Twoich objęciach zapomnieć... zasnąć nie zważając na ból który siejąc... zbiera swoje żniwo w postaci naszych udręczonych... samotnych wtulonych w siebie dusz... szepcąc... utwierdzaj mnie w przekonaniu że w zaciszu nocy... odnajdziemy się oboje zwolnieni od wszelkich myśli i trosk... pijani z nektaru miłości którym... wzajemnie będziemy się delektować poprzez... namiętną wilgoć naszych spragnionych pocałunków...
Więc proszę... obejmij mnie i... kołysz... kołysz... kołysz w ramionach...