Winna niewinna.
Twarda jak diament.
Niezniszczalna?
Czując w sobie słodki smak Twego ciała,
W odurzeniu myśli zapachem pożądania
Wyszeptasz mi słowami godnymi politowania:
Żegnaj, do widzenia mała...
Błyśnie iskra gasnąca w moim oku.
Rozerwie na pół. Zabije! Ukaże pożogę.
Uczucie udusi. Powstanę gdzieś z boku
Wyautowana. W bytności nieistnienia. Już nie mogę.
Wyrwij!
Wykrzycz!
Rozszarp mnie! Skrusz.
Na tysiąc milionów diamentowych kawałków...
Przyciągnij! Do siebie.
Rozbierz!
Weź całą!
Nim czas się skończy i zmienisz mnie w pył.
Gwiezdny pył.
Kapiący z nieba strumieniem pragnienia.
Jak diament opierający się woli zniszczenia
Ale spalam się.
Spalam się w tym.
Płonie każda rozwrzeszczana myśl!
Przestanę istnieć dla Ciebie.
Zostanie po mnie dym.
Sama jestem sobie winna.
Nie powinnam...
A jednak.
Tylko diamentowy dym.
Lipiec 2017