bo PRAWDZIWA miłość nie umiera....znajduje swoje miejsce na wygnaniu , na pustelni, dla której się nie narodziła, ale na której musi zamieszkać, odbyć swoją "kwarantannę" tęsknoty... tylko nikt nie chce zdradzić kiedy nadejdzie koniec tego cierpienia. Zbyt wiele myśli i popada się w obłęd bezradności. Trzeba poszukać jakiejś drogi racjonalizacji obecnego stanu...dostrzec w końcu, że on i tak dokądś zaprowadzi, starajmy się potrafić nadać kierunek tej drodze, nie czekając biernie poddani tęsknocie zbyt długo, do utraty sił witalnych... Niech to będzie droga do wnętrza siebie, nie tyle do wnętrza serca... do umocnienia się w obronie własnych pragnień i prawa do szczęścia.. mimo wszystko.