Drzewa na kamionce
kusiły wędrowca
sosny malachitem
Brzozy oranż li tym
odcieniem smolistym
świerki stare
Zakręt wodził przeszłość
karmił obojętność
jesień mu stopy obmyła
Ech skały wyblakłe
skruszone więzadłem
okryte istnieniem wymiaru
Na splotach przydrożnych
przy ścieżce namolnej
nigdy nie poddają się fali
Poziomki hen w górze
w zapachu Natury
wiosną rozświetlają
-blask nieba
A teraz jesienią
zgarbione przywiędłe
osłania ich cisza -
-przestworzy
Wiatr sosny kołysze
czas płowym okryty
przywodzi wolę istnienia
I tylko ta magia
która nie wyblakła
uklękła na skale
przed ścianą
I wodzi wędrowca
wiecznie po manowcach
gdzie pławią się w złocie
-marzenia
Wyobraźnia tęskni
do baśni stuletniej
do chwały i sławy
-rycerza
A skały jak stały
tak stoją na straży
w kamionce
-w zapachu poziomek