Gdybyś była strzałą Amora
Odbiłabyś się jak od skały
Bo mam piersi z kamienia
I tam zamknięte serce
Gdybym wpierw zobaczył
Blask Twoich oczu
Onieśmielony
Stałym bym się skałą
A może zatrzymałbym Cię
W połowie drogi do serca
Bojąc się, że znikniesz
Zabierając je ze sobą
Byłaś jak ziarenko
Znalazłaś miejsce
Na skalnej piersi
Z każdym dniem kiełkując
Zapuszczałaś korzenie
Nie zraził Cię mój chłód
Mój kamienny mur
Szorstki głos
Znalazłaś szczelinę
Gdzie schowałem serce
I pewnie nie wiesz
Będąc dziś kwiatem
Że gdy śpisz
Całuje Cię delikatnie
Tak, aby cię nie zbudzić
Jak ciemność
Otulam Cię całą
Choć nie czujesz mnie
I gdy otwierasz oczy
Znikam
By być podmuchem wiatru
Który delikatne całuje
Twoje rozpalone policzki
By gdy znów zaśniesz
Posyłać ci kolorowe sny
I kolejny raz w ciemności
Bezwstydnie
Zachwycić się Tobą