jasność zaczyna skrzypieć
cichnąc przeraźliwie
porusza ciemny jedwab
błyskiem znacząc źrenice
teraz jakbym nicością
później pierwszą kroplą
piętnować policzek
zgubię się w materii
by w deszczu
by w wietrze
by w słońcu
by w śniegu
cieple i zimnie
móc być