Gdybym mógł, cały świat doprowadziłbym do agonii, aby dokonać oczyszczenia życia u samych jego korzeni; podłożyłbym pod nie palący, podstępny płomień - nie po to, by je zniszczyć, ale by przydać mu nowego wigoru i żaru. Ogień, jaki podłożyłbym pod ten świat, nie sprowadziłby nań ruiny, lecz tylko zasadniczą, kosmiczną przemianę. W ten sposób życie przywykłoby do wysokiej temperatury i nie byłoby już środowiskiem dla miernoty. W takiej wizji może nawet śmierć przestałaby być immanentna życiu. (Napisałem to dziś, 8 kwietnia 1933 roku, kiedy kończę 22 lata. Czuję się dziwnie na myśl, że w takim wieku jestem już specjalistą od problematyki śmierci.)