Do domu miała już niedaleko, jednak przystawała co parę kroków. Stare już buty i przyduży płaszcz sprawiały, że jej cierpienie wydawało się jeszcze większe i boleśniejsze. Sunęła się powoli poboczem mało uczęszczanej drogi. Słońce rzucało promienie na zniszczoną twarz, a wiatr osuszał łzy. Gdybyś był tym wiatrem, słyszałbyś jej ciche lamenty do Boga, i wiedział, że ocierając łzę, czynisz dobro całemu jej światu.
- Boże, Mój Boże... Czemu tak mnie doświadczasz? Ile jeszcze cierpieć przyjdzie mi się w tym życiu? Umierać czas, a zmartwień moich przybywa. Mateczko Święta jak długo jeszcze krzyż ten nieść będę?
Szła niezauważana z wielkim bólem i zmęczeniem. Ciągle wracała myślami do swoich dzieci i wnuków, dla których życie nie było łaskawe. Liczyła ostatnie drobne, zastanawiając [...]