Moja delikatność współgra z siłą charakteru i stanowczością. Czuję się odważna i zdeterminowana, ciekawa świata i wolna w myślach. Staram się mieć otwarty umysł i przestronne serce. A jednocześnie są takie dni, w których widok zielonej koperty wywołuje tęsknotę. Odwracam się, nie chcąc na nowo przeżywać wszystkiego, co powinno pozostać bez znaczenia. Ale spoglądam ukradkiem... Coś wciąż mówi mi, że to było prawdziwe i w żaden sposób nie potrafię tego zagłuszyć. Nie chcę udawać, że jest inaczej. Tylko spoglądam... Nie podchodzę. Już nie mam do kogo.
Hmm... Lżej mi, jak to napisałam. Nie mam po co udawać, że mnie denerwujesz, drażnisz obecnością, jesteś rozkapryszonym egoistą, potworem, czy ignorantem... Czasami chciałabym się Tobą brzydzić, ale nie potrafię. Próbowałam, ale to wbrew mojej naturze. Prawdą jest, że nie rozglądałam się za Tobą, nie szukam Twojej uwagi, nie prowokuję, ale... myślę o Tobie. I tym czy czujesz, że tego właśnie chciałeś - tego wczoraj, dziś i jutro, tego we dwoje. Może nawet chciałabym podejść i porozmawiać czy na tym oddaniu nie straciłeś...? Choć znam Twój wzrok kiedy ja znów o zyskach i stratach, ale... kogo innego miałabym zapytać? Ale... czasem powiem "on mnie źle zrozumiał", a zanim ostatnia zabrzmi ostatnia głoska, pomyślę "on nie rozumiał mnie w ogóle". I smutno mi na to stwierdzenie. Mogłabym spytać dlaczego wolałeś empatię i rady, gdy ja oddałam Ci siebie, byś zrozumiał. Może Ty już taki będziesz zawsze?