Bardzo cienką nitką zszyłam
potłuczone w drobne kawałeczki serce.
Tą samą złotą, cieniutką niteczką utkałam
pałac z delikatnie kryształowych marzeń
i postawiłam go na fundamencie nadziei,
otoczyłam szczelną fosą samotności
i wpuściłam do niej wygłodniałe wspomnienia
z paszczami jak u rekinów.
W moim świecie nie ma słońca, jest noc.
Pod czarnym sklepieniem nieba
zawiesiłam milion złotych lampek i srebrny księżyc,
żeby mogły otulać wszystko blaskiem
i sypać z góry magiczny pył, usypiający zmartwienia.
Wpuściłam tam białego,
lśniącego anioła szczęścia z bladą, smutną twarzą
i błękitnymi jak świeże niebo oczyma.
Siedzi teraz na długich schodach pałacu,
spowitych cichą mgiełką
i bezdusznie plami śnieżne kartki opowiadaniami
w kształcie czerwonego jak krew atramentu.