No i cholera, przyszła rozpacz. Usiadłam, piję kawę i myślę nad swoim życiem. Żadnych wniosków. Żadnych planów. Doświadczenie mówi, żeby nic nie planować, bo życie układa swój własny scenariusz. Jedyne rozsądne rozwiązanie jakie przychodzi mi teraz do głowy to przykryć się kocem i leżeć tak długo, aż przyjdzie sen. A potem dzień. A z nim cień nadziei: jakiś człowiek, gest, muzyka, książka lub cholera wie co to jeszcze może przyjść. Może wstanę i moje życie się zmieni. Może wstanę i wszystko zostanie takie samo...