dwa istnienia okryły się szarością
tam gdzie dzień mówi do widzenia
a noc najsubtelniej szepcze witaj
schowały oddechy w szmerach liści
które lekko kołysały swą zielenią
spojrzenia migoczących gwiazd
oplecione wstęgami dużych traw
balansowały w malachitowym morzu
w rytmie świerszczowych melodii
kładły delikatnym muskaniem dłoni
na połaciach rozgrzanych beżów
orzeźwiającą rosę namiętności
drgając energetycznym sposobem
zgasiły pragnienia żądnych dusz
płomiennym żarem ciał scalone
wilgocią ust spijały bajeczny nektar
a na skwierczącej nagości zawirują
cienie i blaski wtórnych dreszczy...