zawsze jest
wyjście przed którym drżą ci dłonie
i ten przymarznięty bezruch;
ciepły język
jak zimny prysznic
nie wiem czy przyklejony do świata
bądź oderwany od siebie
ułożony jak ostatni puzzel
pośród kolejnego pudełka
może ktoś to kupi
w te pełne magii
święta z kapelusza
tak czarujące miejsce w ostatnim rzędzie
tutaj wszystko porusza się na scenie
i tylko tak porusza
tłum stoi wciąż
choć nawet kurtynie to już zwisa
ktoś klaszcze szarpiąc mi kawałek kolejnego milczenia
i tylko końcówka papierosa grzecznie
przestaje parzyć w dłonie
świetlana przyszłość?
aż mnie pali w oku od wzruszenia