Każdy ma swojego anioła...Wierzę,że tak jest.Niekiedy tylko nasze serca nie są przygotowane,by otworzyć się na prawdziwe,czyste dobro i miłość...
Często,gdy na naszej drodze staje anioł,nie dowierzamy,tłumacząc sobie podstęp...że niby nie istnieje bezinteresowne dobro,i miłość która niczego nie oczekuje...Chowamy się w swojej klatce próżności i swoim postępowaniem wkładamy anioła do jednego worka z ludźmi,którzy nas kiedyś zranili...I dlatego jesteśmy często nieszczęśliwi,samotni,zagubieni...Wszystkie swoje uczucia zamykamy gdzieś głęboko w sercu,a klucz do jego bram topimy w oceanie nieufności...I już nigdy nie otwieramy się na piękno prawdziwe,na nuty muzyki,na uśmiech natury...Żyjemy,a jesteśmy martwi...tak jak drzewa,które jedynie pobierają pokarm i oczekują na deszcz,by wzrastać...
A przecież stworzeni jesteśmy do życia,uczestniczenia w pięknie,odczuwania,współodczuwania,bycia wrażliwymi,otwartymi....
Ja spotykałem swoich aniołów,wychodziłem im na dziedziniec...to były cudowne spotkania,metafizyczne,emanujące pokładami nieziemskiego dobra....które pozostało w moim sercu na zawsze....I tego właśnie wszystkim życzę....