Na ciosy od niektórych ludzi jesteśmy bardziej przygotowani. Może nawet się spodziewamy, przeczuwamy.
Ale czy można się spodziewać, że krzywdę zrobi nam nasz najlepszy Przyjaciel?
Bratnia dusza?
Niemalże brat?
Towarzysz życia?
Słuchacz wielogodzinnych monologów, w których pośród łez przeklinałam życie?
Obserwator, jak powstawałam i uczyłam się na nowo cieszyć z promyków słońca i kropelek deszczu?
Ja się nie spodziewałam. A jednak...
Minęły dni smutku, tygodnie uczenia się obojętności i miesiąc ciszy.
Aż się spotkaliśmy.
Odegrałam swoją rolę perfekcyjnie. Szczęśliwa, uśmiechnięta, pewna siebie, niezależna, piękna, a w końcu...Obojętna.
Tylko przez chwilę zadrżały mi ręce. Przez ułamek sekundy łzy chciały napłynąć do oczu. Przez moment Serce poprosiło ostatkiem sił, by rozum zapomniał.
Nie zapomniał.
Wróciłam do domu.
Zdjęłam piękny uśmiech i odłożyłam go delikatnie na półkę. Wyjęłam soczewki radości z oczu. Ściągnęłam sukienkę niezależności i obojętności.
I czuję się kompletnie naga...
Tęsknota rozpanoszyła się w każdej komórce mojego ciała.
I będzie mnie toczyć przez kolejne dni, tygodnie, miesiące.
Czy można się spodziewać, że Przyjaciel nas skrzywdzi..?