Pamiętam.
Miałeś takie ciepłe ręce, gdy dotykałeś mnie pierwszy raz.
Palce w rozdygotaniu muskały me ciało.
Oddechem tkałeś z jedwabiu nici pajęczynę pożądania wokół mojej szyi.
A ja, motyl ugrzęzły w Twych zwojach misternych, nie miałam już siły miotać się w obronie.
Poddałam się Tobie, opadając w pierzyn oceany.
Z rosnącym zniecierpliwieniem wyczekując zenitu rozkoszy.
I gdy me źrenice po brzegi wypełnił krzyk uniesienia, nie mogłam już prosić o nic więcej.