Życie rozsypało się jej jak rozbity kryształ nie miała sił już go składać dlatego było jej wszystko jedno… Wędrując z baru do baru szukała rozgrzeszenia… Noce wśród ludzi koiły ból… za dnia wracała do domu tylko na chwilę… Później już nie miała nawet domu spalił się…od niedopałka ledwo zdążyła uciec… Ulica stała się jej matką a alkohol zapomnieniem…
Stojąc na rogu ulicy spotkała człowieka… nie chciał od niej nic, ale zapłacił… długo wpatrywał się w jej piękne duże oczy bez słów... Od tej pory przychodził codziennie… dla jej oczu… Jego spojrzenie było przepełnione fascynacją tak jakby odkrył w niej niebo... Ale on nie widział nieba...on tylko prosił "zmień się"... Już nie chciała tak żyć…pragnęła się zmienić bo po raz pierwszy komuś naprawdę na niej zależało...
Pewnego dnia już nie było na rogu ulicy zniszczonej przez życie dziewczyny… W jej miejscu przechadzała się piękna o dziewczęcym wyglądzie kobieta… Jej piękne, pełne blasku oczy były skierowane w stronę z której zawsze przychodził człowiek… Ujrzała go…podbiegła…chciała mu tyle opowiedzieć… posłuchać jego głosu…słów… Ale on nie mógł nic jej powiedzieć… napisał tylko na karteczce „mam na imię Michał czekałem aż wrócisz”
Ofiarowali sobie miłość bo tylko to byli w stanie sobie dać w zmiennych kolejach losu... Dziewczyna opowiadała mu codziennie muzykę której nie słyszał… pokazywała na palcach miłość, której nigdy nie doświadczył... Bez słów dwa wskazujące palce obu dłoni pod obojczyk a później dwa razy w jego kierunku… W języku ciszy znaczyło to „kocham cię”…
dreszcze poczułam na całym ciele, gdybym nosiła kapelusz...zdjęłabym go przed Tobą Grzegorzu ujmujący wiersz-opowiadanie. pięknie piszesz, wielu sfer życia dotykasz swym delikatnym piórem