z tęsknotą problem jest zawsze czy jest czy jej brak
gdy jest… przesłania wszystko naciąga nam kaptur na głowę przestajemy odbijać światło wszystko skupia w jednym punkcie nieobecnym…
gdy jej nie ma… w niepewność wpędza sprawy gładkie i proste się zdają ale dzieją się bez głębi i smaku można być wszędzie choć nie jest się nigdzie obojętność…
tęsknię za pewną tęsknotą którą poznałam dawno temu myślałam że stała się moją nieodzowną częścią że to już moja stara znajoma zabierająca kolory i oddech otwierająca szeroko moje oczy
stęskniona tęsknoty spróbowałam ją nazwać i w świat wysłałam zgubiła się gdzieś nie wróciła… może ktoś tupnął na nią nogą przestraszył
i budzę się bez niej i zasypiam bez niej na cuda wyczekiwane patrzeć mi przyszło pojedynczo obrazy co numery kolejne tylko miały (bo żaden tytuł zmieścić ich nie zdołał) tylko we mnie zostały…
ta tęsknota którą za swoją uznałam powyplątywała się ze mnie… ale przyznaję ostrzegała akceptować muszę że mnie odeszła…
Mniej więcej było tak. Żyd miał bardzo ciasno w małym domku. Żona, kilkoro dzieci, krowa, kury i inne żywotne... Poszedł do rabina i się pożalił, że ciasno, że żyć się nie daje. Rabin polecił mu kupić kozę. Żyd tak uczynił i... było jeszcze ciaśniej. Pobiegł do Rabina i mówi, że jest jeszcze gorzej. Na to Rabin mu polecił... sprzedać kozę. I wedy było już u Żyda wygodniej i lepiej;).