Zróbmy to po cichu, niespiesznie, dotykając naskórka jak najczulszej struny. Najedzone ptaki przepłoszmy niechże wreszcie ich wrzask odbije się echem od drzew zmęczonych skroni. Wprowadź w drżenie gęstą przestrzeń, niech rozpanoszy się we mnie tętent mokrej ziemi, zaszeleści nagość burgundowych liści. Ich powolna wędrówka po krawędziach dłoni.
Gdzie załamuje się światło, obraz oku miły: tu pagórek, tam wznos, pomiędzy - dolina. A trawa się ścieli brunatnością bujną nasycone, nabrzmiałe w dłonie swoje ujmij, dorodne owoce. Co samotnie się wdzięczą, uciekły nie - grze(cz)szne, smakiem swoim kluczą.
Zróbmy to, zaszyjmy się, gdzie nikt nas nie znajdzie, po - letnie wspomnienia schowaj w głębi lasu. Nazbieraj kasztanów, daj mi do kieszeni, nasyćmy głód pragnienia. Rozkosztujmy się w jesieni.