zliczam kamienie wzdłuż torów rozsypane szare białe rdzawe grafitowe czarne nowe / zabrudzone wiatr zawiewa po nich zeszłymi liśćmi…
wiosna nad moją głową a ja kamienie czule spojrzeniem obejmuję setki ich tysiące leżą nieruchomo jeździć po sobie dają gdzieniegdzie jemioła wśród nich i żołędzie zeszłoroczne gałązki połamane i śmieci…
zimne leżą w opisanych przedziałach czasowych w przegródki wsypane podzielone i torami przecięte... ludzie mówią - że przeszłość się nie liczy że tylko tu i teraz ważne... to dlaczego wszystkie je czuję? we mnie ciążą w sobie je noszę...
gdy pociąg biegnie po torach w burą wstęgę się zlewają na postoju tylko ich kształty / kolory widzę mnóstwo ich mnóstwo każdy taki kamień to niespełniona minuta naszego niewspólnego życia…