Z góry przeźroczysty wirując zmywa kurz, liście nie szeleszczą, zmiękły i zwiędły już. Wzorzysty parasol, wesołość pod rękę, spacer po kasztany w jesiennej sukience. W czerwonych kaloszach omijam kałuże, zerkam na kwiaciarnie, sprzedają w niej róże.
Choć jesienne róże, urodą swą wdzięczą, płatki nabłyszczył deszcz, mam krwistoczerwoną. Liśćmi otuliłam by do domu donieść - dekoruję stolik nagle słyszę cześć. Scena wzbudza dreszczyk, emocje w umyśle, to nie jest przypadek - zatrzymaj bo pryśnie.
Choć melancholijnie, po szybach spływa deszcz: ukłon złóż jesieni, musisz wybudzić się. Pada już drugi dzień. Szaro-bure chmury słońce nie przebije, znów będzie ponury. Przenikam Cię wzrokiem, w dali gołąb grucha, a ja na osłodę mam pogodę ducha.
Zaparzę nam kawę, wypijemy do dna - galaretkę schładzam, z malinami podam. Słodziutkie, świeżutkie, w ogrodzie czerwienią, wiatr rozwiewa liście. Złote słońcem mienią. Jest całkiem przyjemnie, jeszcze nie marzniemy choć leje jak z cebra od nieba do ziemi.
W tym błocie i w słocie Misiek się wybrzechtał, szczęśliwy, jakby sam panicz go połechtał. Przypomniałam sobie, wiatr podwiewa jesień - spoglądamy w oczy by było nam cieplej. Zapisaną radość pora nie zakłóci, kiedy przyjdzie wiosna znów miłość zanuci...
Krystyna Anna Szklarczyk 18.10.2018r. (forma wiersza - dwunastozgłoskowiec ze średniówką 6/6)