pozostawiając za sobą skalisty klif, przemierzam oceany wspomnień głębią świadomych przeżyć, ku gasnącemu niebu płynę...
nie łatwo opuścić wzburzone wody, piętno minionych dni możliwie najszybciej, chcę zniknąć za horyzontem
wnet słyszę syreni śpiew, nasz znak umówiony i perlą sie oczy wśród mgieł, przez chwilę wodzisz mnie zmysłami, po toni
przy wyspie, gdzie największy ukryty mam skarb, zrzucam kotwicę
tam, oddani sobie wieczni kochankowie podążając piaszczystą plażą, nie zważając na nic, marzą... słońce skąpane w morzu wydłuża cienie wzburzone fale zacierają ślad, by szczęścia nie odebrał nikt liczą się tylko splecione dłonie chwila, która mogłaby wiecznie trwać...
zanim odpłynę,
na krańcu świata, u stóp narysuj serce, w nim inicjały, a odnajdę to miejsce i Ciebie myślami...