Zbyt gładkie by złączyć się w wieczności kamień Zbyt bliźniacze by odróżnić je od siebie Zbyt lekkie by nie ulecieć z czasem Zbyt małe by je wśród siebie odnaleźć Zbyt trwałe by stać się niczym i zbyt nikłe by stać się czymś więcej Zbyt słabe by ocalić twój ślad i zbyt silne by go nie zatrzeć Zbyt śmiertelne na to by zbawić i zbyt zbawienne by zgubić Zbyt niepewne by stać się naprawdę i zbyt prawdziwe by stawanie mogło być fałszem Zbyt krótkie by wierzyć ich mierze i wystarczające by z wiarą przemierzyć nimi życie Zbyt te same by każdej nadać imię i zbyt zmienne by stać się bezimienne Zbyt znane by stać się komukolwiek anonimem i zbyt wszystkim obce by każdej z nich dać inne imię niż chwile.
Trudne, bardzo zawoalowane, chyba nie na czasy, w których wzrok biega od jednego tekstu do drugiego i nie znajduję chwili dla takiego tekstu zmysł myśli, a tym bardziej, żeby zatrzymał się w przystani przemyślenia i wyciągnięcia wniosków.