zbyt dalecy by się sobą ogrzać choć zasłuchaniem w siebie wciąż bliscy jak szept i milczenie zbyt mało bezchmurnego nieba promieniom ich szczęścia by czymś więcej niż chłodem mógł stać się im błękit spojrzeń niewinni aż po grzech wierni aż po niespełnienie rozmarzeni aż po samotność szukaniem potrafią się zgubić by zagubieniem znów odnaleźć każdym dniem bliżsi sobie oddaleniem płomienią swe świty i zmierzchy tą samą czerwienią tęsknoty potrzebni wciąż sobie jak płomień ciszy ciepłu wspomnień...