Zawołał mnie głos dziś w nocy, utrapiony Powiewał na wietrze jakby nie znaczył nic Skarżył się na to, że jest tak u l o t n y Nie czerpał nic z życia, teraz nie ma już sił Przedzierał na wylot go blask księżyca Zniekształcał całość żalu jaki w nim tkwił. Układał usta do słów lamentu, głos markotny Mówił jak trudno być nienamacalnym niczym Ja to słyszałam i zrozumieć mi trudno było Że po mnie zostanie też taki głos strapiony Jak mogę przenikać przez ludzkie chwile jak on?
Nie być niczym Kołysać sylaby na wietrze Nie mrużyć oczu ze zmęczenia Marnować chwile których już nie ma
I coraz ciszej mówił do mnie głos utrapiony I nie widziałam jego oczu, zimnych rąk. Tylko czułam skrajną u l o t n o ś ć Tak nietrwałą jak ludzki los