Zachlupotało nieznaną poświatą świeca zgasła i wypełzła muzyka zdalna gotowa przegonić każdego diabła. Drżączka i drgawki wywołały eksplozję kambryjską.
Pewne zjawiska podparte kodeksem pracy rozmazały emblemat niewinności jeszcze przed upadkiem pierwszego człowieka jako najciekawszy krzyk mody. Z materiału wybuchowego ogona komety powstał prawdziwy Humanoid.
Miał ciało tłustej dżdżownicy najeżona głowa kręgiem ostrych ząbków półtorametrowa falista substancja przeźroczysta nieco. Potwór skręcał się zmieniał kształty. Czarne nóżki wyrastały to znów się chowały. Przybrał postawę symbolu liczby "Pi" i kardynalnych o potędze dwumianu.
Postać obrzydliwie brzydka wyłoniła się bóg wie skąd. Zbudowana z ssawek i macek. Kryształowa głowa mężczyzny doskonała replika rzeźby w całości. Spojrzała mi prosto w oczy jakbym nie miał duszy zakleszczony pomiędzy myślami.
- Jestem nikim - powtarzam - Nie mam przy sobie żadnej broni - Nie mam nic, co mógłbyś mi zabrać.
Szorują myśli po zakończeniach nerwowych Uderzyłem pięścią w splot słoneczny. Niezdarnie jak kulawy pies poczłapałem do końca świata tam i z powrotem.