Za oknem tak szaro i buro, pod głową poduszka, a w niej białe pióro. Szare kartki rozliczeń, z przed wczoraj, z przed miesiąca, z przed tygodnia dręczą mój umysł, jestem głodna. Niedosyt mi czegoś w środku, czy cielesnego, czy mentalnego, może i jednego, i drugiego. Dla mnie ziarenkiem grochu pod materacem wszelkie dzienne mary, jak już zamknę oczy, tylko dziwy, koszmary. Ten pozorny porządek zdołały opleść pajęczyny, a zniszczyć jest mi je ciężko bez wyraźnej przyczyny. Czarny kot siedzi na kamiennym płocie, jedynie spoglądam, a już czuje jego futerko pod palcami, gdy dostatecznie się skupię zostanie mi świat, ten wyłaniający się z ciemności, własnego projektu, wyimaginowany.