Za cienką linią pozorów odgrywała teatr życia Zamykała swoje "ja" przed światem Nikła w rozmazanym "dziś", Nie istniała w zapomnianym "wczoraj", Czekając na niepewne "jutro"
Tylko noc znała jej tajemnicę Wraz z czarnym płaszczem ciemności stawała się wolna To właśnie wtedy księżyc widział jej nagą duszę W jego poświacie rozkwitała kolorami tęczy Warkocz gwiazd upięła wokół codzienności Skrzydła marzeń dodawały jej anielskiego blasku A łzy szczęścia rozjaśniały każdy cień duszy
Tylko w oddechu nocy była sobą poza bezdusznym światem pozorów Jak czyste krople wody dają życie, tak ona karmiła się tymi chwilami Przychodził dzień, a wraz z nim umierała jej dusza I tak każdego dnia wschód słońca uśmiercał ją, żeby nocą mogła się znowu narodzić ...
To paradoks, że właśnie nocą potrafimy odsłonić i pokazać swoją duszę światu, tylko nieliczni ją wtedy dostrzegą, ale Ci najwierniejsi, najbliżsi a to więcej warte niż tysiące... Piękne!