Z ręki zastygłej pióro wystrzępłe zwisa i tylko czarny atrament kap-kap. To poeta, jedyny, prawdziwy do dzisiaj, co sercem i słowem chciał zmienić ten świat.
On jeden prosto w twarz ludziom krzyczał, że dosyć już bólu, agresji i kłamstw. I cóżże się stało, pióro z ręki zwisa i tylko czarny atrament kap-kap...
Te słowa, które rozsyłał wokoło wpadały do głów bezkształtnych tych mas, co górę obalić by mogły bez trudu gdyby nadszedł ku temu i sposób, i czas
Lecz do góry również doszły te słowa, zatrzęsła w swych posadach się wraz, rzuciła kamienie na poetę dzielnego i teraz już tylko atrament kap-kap.
Co teraz tłumie ospały uczynisz poecie co twym sumieniem się zwał? Postawisz mu pomnik ze spiżu odlany? Czy tego poeta prawdziwy by chciał?
On pierwszy przed szereg swą głowę wychylił. po świecie echem odbił się jego krzyk: By równość, by pokój, by szczęście, by miłość! Nie dajcie by pierwszy ostatnim też był.
By pięści z gnuśności ospałe zacisnąć i podnieść sztandary, i pieśni, już czas na górę ruszyć odwagi pochodem i pomścić czarny atrament kap-kap.