Pażdziernik wypłynął z otwartej rany
Z lin rozwieszonych cieni sufit mrocznym osnuł
Należało już wtedy wypić wino, krzyczeć czule
Otworzyć okno, wyfrunąć miękkim wyskokiem
W półbiegu przetoczyć krew tęskną tętnic
Ale skoro deszcz zaraził chodnik potokami
Usiłując wodospady z krawężników zrzucać
Nie można było uratować nocy od ciemności
Lepiej szydząc z księżyca lewitować nad światło
Za mało dziś poruszenia i za dużo niczego
Powłócząc nogami jak ślimak ślad pozostał
Zrysowana ulica kością z otwartego złamania
Z lotu ptaka ukazała białe słowo: samotność...
2015.11.19
Autor
15 293 wyświetlenia
150 tekstów
72 obserwujących