Wyznaczone granice, prostą równoległą. Iluministyczne prawdy, nic nie widzę, spod zasłony ślepej wolności. Runę w dół, spadnę z impetem, w ten bród. Nim zdążą złamać mnie na pół
Przeraża brak znaczenia, szkielet obaw, szczątki marzeń. Na zgliszczach wyobrażeń. Człowiecze złorzeczenia, W ludzkim sercu sieją spustoszenia. Drżącą ręką ścieżkę nakreślę. Nazajutrz z tego się zaśmieję. Zniknę, rozszczepię się . Bezlękowe umieranie przynajmniej dla mnie.
Wyjdę nocą, piękną i senną w czerni nieskazitelną. We mgle zatonę, wybiorę jasną drogę.