Narodziny
Wyklułem się ze skorupy
Skrzepłej ohydy współczesności
Rozpostarłem swe skrzydła
Strudzonej świadomości
Nie oszukiwałem
Wzrokiem swym bystrym spojrzałem
Wysoko ponad szczytami
Ośnieżonymi kopcami obojętności
Wzbiłem się w powietrze
W podmuchu siarczystego wichru
Kolejącego kłamstwa
Nie porwała mnie burza
Szalejąca nawała rozpaczy
W otchłań bezimienną
Kierowałem się wezwania głosem
Nie opuścił mnie
W bezkształtnym obłoku samotności
Przemierzałem otchłanie
Szaleństwa bezkresy
Pędem nadziei niesiony
Sił nie utraciłem
Dołączywszy do tych
W górze krążących
W słońcu rzucam nikłe cienie
Na świat pogrążony
W szarości
Jestem Orłem
Wreszcie
17 459 wyświetleń
212 tekstów
5 obserwujących
Dodaj odpowiedź