Wydarzyć się sobie jakby strugami deszczu spłynąć wspólnie ścieżką złączonych kropel lustrem spojrzeń w rosę zachwytu czystszą od diamentu poranka szlifowanego świtem gdy nagość młodej zieleni zrzuca cień nocy by sycić oczy pierwszym wschodem wiosny nad horyzontem zbudzonych ciał jutrzenką dotyku ciepła zaświtać mrokom pośpiesznym biciem serc w ziszczenie się sobą wędrówką kropel strugami pieszczoty wbrew mapom szarówek w ogrody radości nowiem zbudzonej ze snów i jawy skrzącej się rzęsistym dreszczem świetlistych łez cichego szczęścia tęczy wszystkich barw uśmiechu losu.