Winna niewinna. Twarda jak diament. Niezniszczalna?
Czując w sobie słodki smak Twego ciała, W odurzeniu myśli zapachem pożądania Wyszeptasz mi słowami godnymi politowania: Żegnaj, do widzenia mała...
Błyśnie iskra gasnąca w moim oku. Rozerwie na pół. Zabije! Ukaże pożogę. Uczucie udusi. Powstanę gdzieś z boku Wyautowana. W bytności nieistnienia. Już nie mogę.
Wyrwij! Wykrzycz! Rozszarp mnie! Skrusz. Na tysiąc milionów diamentowych kawałków...
Przyciągnij! Do siebie. Rozbierz! Weź całą! Nim czas się skończy i zmienisz mnie w pył.
Gwiezdny pył. Kapiący z nieba strumieniem pragnienia. Jak diament opierający się woli zniszczenia Ale spalam się.
Spalam się w tym. Płonie każda rozwrzeszczana myśl! Przestanę istnieć dla Ciebie. Zostanie po mnie dym.
Sama jestem sobie winna. Nie powinnam... A jednak.
Diament jest najtrwalszym kruszcem i zniszczyć może go tylko ogień. Powstał z węgla, który był kiedyś rośliną. Nie czuję w nim chłodu. Raczej cykliczność, siłę i kruchość zarazem.