Wierzchem dłoni przejechał po policzku, i na jej dotychczas jeszcze bladym liczku... Rumieniec ceglany znikąd się pojawił. Wstydliwość ukrywaną na światło dzienne wstawił.
Słowa... Słowa mu ością w gardle stanęły. Serce mocnej zabiło, mięśnie się spięły. Bo piękno naturalne w czystej postaci zobaczył. Cnotliwość młodej damy w nieśmiałości wypatrzył.