Spotkałem dziwnego anioła przy komórce na Garncarskiej
Widzę pod ścianą ceglaną anioła w pończochach złego z winem i papierosem w rozgrymaszonych ustach ociekających szminką czerwoną jak zraniony zachód słońca
Z jednym skrzydłem leci się krzywo a do tego te buty miłość ma smak grzyba i serce odziane w strupy
Częstuję go ogniem i mówię o raku płuc a on na coś chce umrzeć i patrzy na mnie jak przerażony podmiejski chłód w satynowej halce
Opiekun pijaków i zatraconych w przedmieściu nijakim