wiatr uparcie wyrywa okna z framug drży płot, nawołują metalowe dzwonki łóżko nieskazitelne, puste idealnie zasłane, gładzone do krwi wyzbyte z ówczesnej miłości i ja tak samo czysta umysłowo wyprężona wspominam z duszą ciążącą na ramieniu, powieką zasypaną solą
chciałam pozbyć się wszystkich twoich dotyków niedbale rozrzuconych w pościeli wyprasować z poduszek szept spierzchłych ust uciszyć rozszumione prześcieradło przegubami tętniącymi miłością zdjąć wydźwięk metafizycznego wzniesienia z pokrzypywań drewnianej ramy
więc prałam, prasowałam, oblekałam pościel aż do zdarcia czasu, zaniku śpiesznego serca drętwość rąk wyrwała mnie świadomością pościeli nie ma
być może twór podobny lecz zmarły z tęsknoty czy wyziębienia dogorywający w kącie, podarty na strzępy splamiony krwią moich ust, przesiąkły goryczą łez
Twoje wiersze posiadają niezwykłą atmosferę i można je odczytywać niemalże wszystkimi zmysłami ... Słowa przepływając rozbrzmiewają w duszy niczym wiatr wprawiający w drżenie struny harfy eolskiej. Pozdrawiam.