We mgle bezgranicznej błądzę po ścieżkach niemego życia. Tonę w bezdennych potopach zakłamanego umysłu. W nieudanej próbie wzbicia się w powietrze podmuch wiatru porywa me liche skrzydła. Na brzegu zatrutej nicości Zastanawiam się nad egzystencją bycia Gubię się w nieskończoności.
Który bóg mnie taką weźmie? Kto wydostanie z zacieśnionych sieci niewyjaśnionych pokus? Kto zdoła wyjaśnić przewrotność marzeń, myśli, uczuć? Kto sprowadzi na jasną ścieżkę znaczącego coś życia? Któż pytam?! Nikt….? Zupełnie nikt. Bo przecież nikt nie pomaga upadłym aniołom