Pomalowany sennym lotem
We śnie wysoko nad bezbrzeżną łąką,
Spijając szum powietrza w uszach,
Przebija puch kłębiastych obłoków
Szczęśliwa życiem, wdzięczna moja dusza.
A na wzburzonym przeciągiem rozkładzie
Godziny, dni, tygodnie i lata.
Uśmiechem lukrowym odpłaca się kradzież,
Nienawiść kwitnie w bukietów kwiatach.
Chwilami razem fruniemy tą strugą,
Przeniknięci sobą, jak słońce mgłą,
Nadzieję ciągnąc, niczym wstęgę długą,
Do przebudzenia, wbrew wszelkim snom.
A jednak sami, czy to w przestrzeni,
Pełnej łanów falujących wolno chmur,
Czy też na chropawej kamieniami ziemi,
W palcie samotności pozbawionym dziur.
Dlatego lecę zamknięte mając oczy,
W kompasie tylko znajdując cały sens.
Nocnej rosy łzy skrzydła moje moczą,
Spijane słońcem wypełnionym dniem.
Quid Quidem