Menu
Gildia Pióra na Patronite

Spojrzenie...

W zagubionych śladach kwitną kałuże,
Powieki błota kryją źrenice
Pełne westchnienia słonecznych nici
Uniesionych wiatrem w pajęczym locie
Szukają oczu w szklanych domach.

W wskazówkach zegara komar krew sączy
Przez okna przestrzeni świata,
Gdzie noc tuż przed świtem krople spija
Z jaskiń dręczących nagie postacie
Czyniąc w ich ciałach spustoszenie.

Rankiem mur przeciw Tobie wstaje
Ciężki, zimny i milczący jak kamień
Słowa splatają wciąż rusztowanie
Rozcinając horyzont w szczeliny aluzji
Wstydu sumienia pragnącego łaski.

Krople deszczu jak łzy spoglądają
Z powodu płaczu, że ten patrzy na ciebie
Przez słońce krwawe w wrotach imienia
Tęsknych ust dawnej chwili
W pamięci, która zapomnieć nie potrafi.

Pośród ulicy w samotnym odbiciu
Lęku splecionym w murze
Gdzie mrok sen przytłacza
W lustrze trwogi kroczącej przez tajemnice
W lampach zaprawdę prawdziwe jest światło.

Ciało jak róża poniżej płatków cierń tworzy
W cyprysach nadziei jak pocałunkach nieba,
Gdzie wiatr szeptem twarze dotyka
W bezgłośne jak oczy rosy
Łzy pamiętne uniesienia.

Chmury nie mówią, są tylko marzenia
Ciche podpierające jak laska,
W pieszczocie snu, w ogrodach
Zagłębiają pierś w krokach pocałunku
Kiedy potrafisz słuchać siebie.

Niebo, gdy nie ma znaków czyni pas nieskończoności
Jak woda pomiędzy ziemią w kryształach krajobrazu
Osadzonych miedzy mgłami powrotów
Przez wzgórza pamięci nóg stąpającego czasu
Tworzy wyspy z najdalszych granic skrzydeł ptaka.

Jak w szklance wina czerwone usta
Zaklęte miedzy własne wsłuchanie
W strumieniu światła grzech zatapia morze
Wybaczając za dar całowania,
Odpuszczając twarzy, co ból zadała.

Szepty i śmiech pod snem pękają w lodzie
W oddechu ciepła jak wiosny
Ponad miarę Morfeusza samotności
Gdy umiesz spojrzeć we własne odbicie
Dzień po dniu ponad miarę przenośni.

Nadmiar w mnogości cel tworzy
W dłoniach jak kwiecie zziębniętych płatków
Tęsknych nocnego blasku dotyku,
Bo kto raz w sobie go poczuł
Sam w sobie tęsknoty jest przyczyną.

I być może róże niczym lwy są kolebką wiatru
Co głaz na arenę pomiędzy żartem toczą
Jak wskazówkę kompasu w szkle spękanym
Lecz nie spijaj łez... by karmić rechot żabiego śmiechu
Kres nie istnieje dopóty czasu nim nie sycisz.

Okruchy w karmniku wargami są źródeł
Ręką opadającą jak krew miłości
Przenikającą przez ścian głębinę
By wobec niej znów powrócić
Mając smak w ustach po dwakroć ten samy.

Niepomny, więc ten, kto wody szuka
W głębi piasku wypalonego słońcem
Dziecięcej zabawki zgubionej w morzu
W siodle kucyka przez bilet kupiony
Za sens naśladujący innego człowieka.

Pył lekkim jest wszędzie jak żar słońca
Płynący w żaglach uczynków okrętów
Lecz nie wszystko lekkim jest pyłem
Pomiędzy kotwice i łodzi topiele,
Albowiem ludzie zjawy i upiory tworzą w czynie.

Każdy promień znak kreśli jak chmura na niebie
Co z wiatrem zmagań ma wiele
Stając się niczym kurtyna dla słońca i deszczu
Dając tym wszystkim podobieństwo,
Albowiem nikt w bólu i radości nie jest jedyny.

Gdy brzęk łańcucha noszą ślady
W szalu z niezwiązanych oczek
Niczym ćmy odbite w lutni więzień
Wschodzą dłonie w głodzie słońca,
Szukając marzenia w cudzym kwiecie.

Wino wypełnia serce szlachetnym trunkiem
O ile ten w nadmiarze własnej czary nie topi
Pamiętając o ustach bliźniego
W takiej,że samej czarze zamkniętej
O krwi w prawie do szczęścia każdego serca.

Próżno lepić bałwany na morzu
Szukając skrzydeł mustanga
Wezbrane raz fale brzegi zabiorą
Domy i zieleń znajdą się pod wodą,
A innemu przyjdzie szukać kotwicę.

Nie morzu brzegów brakuje
Ono i bez nich w topieli istnieje
Największe próżności stworzyli ludzie
Przez rzeki krwi wijącej się jadem
Czyniąc siebie tym, co rzeki wyrosło.

Czas jak chmury z wody zebranej
Przemienia ociekające postacie
Więc, z czego czerpiesz takim się stajesz
I nawet rosa choćby najczystsza twarzy nie zmyje
Opadnie na dno jak duszy kamień.

Skrzydła, gdy w pługach błędnie wiedzione
Spoczynek próżno orać będą
Tępiąc lemiesze o dawne siewy
Koryta rzeki w nich nie obrócą
A jedynie łzy dadzą.

W każdym ogrodzie wschodzą marzenia
Stają się żywym promieniem w drodze
Gdzie czyn wdrożony powrotu nie ma
Zatem niech myśl przed życzeniem jest pierwsza
By plonem chwast nie był pustka czy klęska.

10 318 wyświetleń
95 tekstów
3 obserwujących
  • 15 August 2010, 20:12

    Może i długi ale zmusza to uwagi i myślenia. Pozdrawiam:)

  • Green_Green

    15 August 2010, 04:07

    długie wiersza i poezji nie czyni...? cóż wymagać skoro już dwa wyrazy czynią problemy....więc może łatwiej :
    Puk puk
    Kto tam ?
    A kto tu ?
    Ja
    A tam?
    Też ja
    Więc kto puka?
    A kto pyta ?

  • awatar

    14 August 2010, 17:46

    długie wiersza i poezji nie czyni, pozdrawiam -

  • motylek96

    14 August 2010, 08:51

    Strasznie długi jest twój wiersz,ale mi się podoba