szanowni państwo straszna wieść: umknął z więzienia groźny zbieg!
była dwunasta (może pięć po nie pamiętam dokładnie, popijałam kawę) gdy nagle rumor i dreszczy szok pusta cela Okoliczności!
goryczy czarę strach ponad miarę przelał bo niby jak człowieka wrak bez zbiega tego wytrzyma?
na co dziś mam ciężar zrzucić losu? gdy uśmiech bezzębny i krzywy zez nieżyczliwie wykrzykuje wręcz: twoja to teraz rzecz!
zwieszony głos siorbiący nos pozagryzane wargi na plecach garb życia wyborów zbyt wiele na moje barki
nie mogę już ramionami wzruszyć i tłumaczyć się tymi słowami: nieudolność ma to nie moja rzecz - lecz zbiegu okoliczności dynamit
rozlany sok skrzywiony wzrok ręce do modlitwy nie-składalne na nowo wciąż uczę się żyć życia wymaganiami
w rękach swych los trzymam jak ktoś nieporadnie dziecko przy piersi i mimo że (zwykła to rzecz) nie wszystko zgodnie z planem raczkuje wciąż do celu szyderczego losu śmiech zamilkł daleko gdzieś zbieg okoliczności na zawsze opuścił mnie