W styczniu rankiem lubię usiąść W tym brązowym fotelu W tym żółtym pokoju Z kubkiem aromatycznej Czarnej włoskiej kawy w dłoniach I lubię tak liczyć sobie Tam za oknem powoli Falując opadające Białe płatki śniegu Potem odprowadzam je wzrokiem I jak kontroler lotu Osadzam je miękko Jedne na zielonych igłach świerku Drugie na rudych pędach winogrona Trzecie zaś na jasnej posadzce balkonu A kawa oddaje mojemu ciału Smak ciepło i aromat Na sam koniec powołuje mały cud Czarną jej barwę przemieniam W kolorowe strofy wiersza I ten specyficzny odcień błękitu W moich oczach który tak lubisz Mocą z tej kawy wygaszam też Roje leniwych płatków śniegu A zapraszam światłość promieni słońca I tak sobie czekam Na Ciebie - Moją Miłość.
Bernard - moja znajoma kiedyś pracowała na bloku operacyjnym i świetne krwiste wiersze stamtąd przynosiła, więc może spróbuj pisać takie w wersji rzeźnickiej:) Onejko! Kawa jak najbardziej włoska, to moje odkryłem ją wraz z Beskidami. Marianno! Jutra nie było, bo była grypa. Cris! Cieszę się, że ktoś pisze iż co piszę romantyczne! Aniu! Wiem!