w pół drogi starzejący czas
gdzieś nagość drży
i chwilą pulsuje życie
znów spóźnienie
kolejny raz trzeba biec
oddech ofiarą
na pusty brzeg wyrzucony
w krtani
słowo kochać
w napięciu utkwiło
na horyzoncie lęku
żegnane wraca
tęsknotą nieukojone
wciąż w innym kolorze