W ogrodzie przeszywający chłodem listopadowy poranek ławka przy stoliku i mieniąca się w szronie brzoza
Siadłem żeby zjeść chleb robiony w pośpiechu na śniadanie a obok na kierownicy roweru przysiadł gil i wesoło patrzył na mnie
Uskubałem mu chlebka i położyłem na stole podszedł ufnie, spojrzał na mnie i chwycił śniadanie w dziobek
Popatrzył na mnie i odleciał taki spokojny i nie spłoszony słońce filarami przebijało się przez wierzbę i grzało liście pomalowane szronem...