tam gdzie w styczniu zrywałam czereśnie twój ogród był moim królestwem mimo że nosem nie sięgałam do studni rzęsami dotykałam gwiazd
chodziłam w diademie ze szronu z moim szambelanem kotem szukając kwiatu paproci w gąszczu malowanym na szybie w malutkim domku pod lasem ze skrzydłami niebieskich okiennic
dziś wracam tam gdy nie mogę znaleźć nigdzie miejsca dla siebie
skrzypi furtka obietnicą powrotu czepiam się jak nadziei poręczy wysokich starych schodów
przetrwały tylko piwonie i twój uśmiech zaklęty w progu zawieszam wzrok na makatce utkanej twoimi palcami z moich najlepszych lat