W końcu pada. Łapię w dłonie deszcz, krople chowam jak największy skarb. Dość już skarg zmęczonej ziemi, powtarzają się jak zdarta płyta. Zewsząd paruje, unosi się głęboki zapach geosminy, suchej trawy. Stawiam kołnierz, w kieszeni płaszcza szukam ciepła. Na zmokniętych parapetach tulą się do szyb gołębie, w niedomkniętych furtkach zagubił się wiatr. Z przyjemnością drżę. Dobrze, że w końcu chłodniej. Wystarczy tego ciepła, do opowiadania.
Upssss to musisz mi wybaczyć ,właśnie przed chwilą kilka takich listków zmiotłem z parapetu ,a może właśnie jednym z nich byłaś właśnie Ty 😁 Pięknego całego weekendu życzę Sylwio ,pełnego niespotykanych myśli 🌈🍁😊
Lubie takie gryzmołki, tak samo jak i znajdywać sie potej drugiej stronie okna. Bywam rudym liściem, potykając sie o cudzy parapet🙃 Pozdrawiam wieczorową porą 🙂
Rozumiem ,jeśli by nie padało u Ciebie ,a chciała byś coś takiego usłyszeć zawsze mogę postukać łyżeczką w Twój parapet :) Ot i moje niewyparzone gryzmołki ;)