Usiadłam przed zapaloną świeczką. Wpatruję się w jej płomień i odnajduję wspomnienia, które są tak żywe jak jej ogień. Zaszufladkowane według ważności, dat i kolejności występowania. Każdą szufladkę wysuwam powoli, jakbym bała się, że wszystko z niej uleci i cichy wiatr zabierze te chwile ze sobą. Chcę chłonąć każde wspomnienie, a płomień świecy ułatwia mi zadanie, bo wszystko ożywia się i ukazuje w barwach, jeszcze mocniejszych niż wtedy. Płomień rozbudza każdą komórkę mojego mózgu i przetwarza z każdą chwilą intensywniej i mocniej. Pobudza mnie do uśmiechu, wyciągnięcia starych zdjęć i wspomnienia osób, które tam ze mną były. Nagle znajduję zdjęcie, na którym jesteś Ty. Nic się nie zmieniasz, mimo upływu lat pozostajesz taka, jaka byłaś. I jestem dumna, że za przyjaciela mam właśnie taką osobę jak Ty. I czego więcej mi trzeba? Odkładam zdjęcie, ale żyję tym obrazem. Uśmiecham się i zapada mrok. Płomień zgasł.