Ulica ma mokrą twarz smutny oddech przelany przez zimny trzepak poobgryzany z farby szczęką czasu sztuczną jak uśmiech oszusta
Wynoszę dzień do śmieci otwieram plastikowe usta w kontenerze i wsypuję w gardziel posortowane odpady
Później wracam z wiadrem opustoszałym wypchanym echem na schodach mijam sąsiada z menorą i wiadrem w ręce z którego ulewają się śmieci na zakręcie
Mamy na twarzach z uśmiechem maseczki...