Uciekasz ode mnie jak świt od nocy Tymczasem pragnę Naszego wspólnego snu Nie realne marzenie Bolesne wspomnienie Dlaczego tak jest Ot tak Po prostu Czas czas czas Czasami leczy Czasami zabija rany A w zamian szramy Najczęściej morduje spontaniczność Powoli jakby smakował Unicestwia miłość Czas dał nam pracę Unicestwiając miłość i spontaniczność Cichcem zatruł stażem małżeńskim Dał nam dzieci Zbudował zimny dom Założył aż nieprzyzwoite Od zer konto w banku Otumanił chorym przywiązaniem Ukradł iskry z oczu W nasze struny głosowe Szarpie cisza A najczęściej syk jadowitych żmij Brak nam na twarzy jednaj Ostrości spojrzenia kobry W twoich oczach W moich oczach Sine obłoki niespełnienia i absolutnej tęsknoty Cóż spróbuje zasnąć Jutro kolejny obcy dla nas dzień Ale ze sobą